ROZPORZĄDZENIA WŁADZ ZMIERZAJĄCE DO POPRAWY JAKOŚCI FILMÓW

Zarządzenie z czerwca 1929 r. kryło w sobie duże niebezpieczeństwo sprzyjało produkcji filmów miernej wartości. Przypomnijmy sobie, że szeroko komentowany w prasie okólnik nr 131 ustalał wysokość podatku dla firnów oświatowych w zależności od metrażu. Miarą ulg podatkowych nie stała się jakość filmu, lecz jego długość, co sprzyjało rozwojowi tandety i zmuszało widzów do oglądania nieraz bardzo nudnych, przeładowanych zbytecznymi szczegółami tasiemców. Takie ekstensywne traktowanie dodatków krajowych prowadziło w rezultacie do dyskwalifikowania ich w oczach widza. Już w niespełna rok po ukazaniu się wspomnianego okólnika obserwujemy objawy niezadowolenia wśród widzów. Były one nieraz tak gwałtowne, że przechodziły w głośne okrzyki i gwizdy. W „Kinie dla Wszystkich” czytamy:
Jeszcze pół biedy, jeśli jakiś humorystyczny gość opiewa przewagi polskiego klimatu nad klimatem innych krajów, bo powiada: u nas 4 pory roku. Ale pokazywanie zagnojonych krów, gdy kraj może się poszczycić setkami wzorowych obór zarodowych? Pokazywanie przydymionego Giewontu, gdy w zimie przy cudownym górskim świetle nawet amatorzy robią kapitalne zdjęcia filmowe? Nie, nie, nie! Tu się już przebiera miara niechlujności, bezmyślności i złego smaku, żeby nie powiedzieć znacznie mocniej. Tu już pęka ostatecznie nasza cierpliwość, dotychczas zaiste wprost anielska.